Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
261

— Jak go chcecie zwijcie, — zaręcza, że zachodnia ściana nie wytrzyma i dnia pod ciągłym ogniem. Tu się obrócić; do tego mamy w klasztorze puszkarza u dział ich przekupionego; traktujemy tajemnie z załogą... Wodzowie się nie poddadzą, ale motłoch nastraszywszy i nadzieją łupu ująwszy...
Miller niecierpliwiąc się, ramionami zżymał.
— Waćpan jesteś papista, — odparł, — a mówisz o ujęciu ludu katolickiego, nadzieją łupu tego co za świętość uważają!
— No! to ująć ich nadzieją nagrody innéj — ocalenia życia...
— Z motłochem się wiązać brudna sprawa! zdobędę i bez tego pomocnika, któregobym się wstydził. Takie spiski zawsze i sromotne i zawodne, pan to wiesz najlepiéj.
Wejhard się zmarszczył.
— Przecież, — rzekł, — z łaski mojego Wachlera wiemy o zachodniéj ścianie.
— Zgoda na tę ścianę zachodnią, ale kto wie, może i na nią próżno dzień straciemy, a co gorzéj prochu dosyć; — od zachodu jednak ani kościołowi nie zagrozim, ani...
— Panie generale, tu o kortynę chodzi, nie o kościół.