Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
192

Kordecki, czy sądzisz, że jest co niepodobnego Bogu!
Na te słowa x. Chlebowski zamilkł i skłonił głowę.
— Cóż więcéj przynieśliście? rzekł przeor.
— Xiądz przeor Wieluński usilnie was prosi, abyście z drobnemi siłami waszemi, nie narażali świętego miejsca na zniszczenie, oporem bezskutecznym; piérwszego nawet impetu Szwedów klasztor znieść nie jest w stanie. Kraj cały już się im poddał, niepozostaje nam jak tylko, wyprosić sobie co najlepsze punkta i przyjąć załogę.
— O punkta zawsze czas się będzie układać, odpowiedział Kordecki — lecz dla czego nie mamy ufać więcéj Bogu, a mniéj liczbie? Zgodném ojców wszystkich zdaniem, postanowiliśmy się bronić i bronić będziemy. Na układy zawsze czas...
— Może późniéj nie czas będzie traktować, gdy Szwedzi Częstochowę zdobędą, rzekł z cicha xiądz Chlebowski, żołnierz puści się rozbestwiony...
— Bracie, odparł przeor, nigdy Bóg nie opuścił tego, kto mu gorąco ufał wiarą żywą; tysiące mamy przykładów, a serce wasze powiedzieć wam powinno, czy i my godni cudu, jeśli nie uczynkami, to wiarą, lub obojgiem. Braciom