Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


W całem miasteczku nie było mowy we dwa dni potem, tylko o pani Fanteckiej, która od męża uciekła. Widziano ją na mszy u Bernardynów, drudzy utrzymywali że była z Rumińską w katedrze, inni że już jeździła do ks. Biskupa, i że tam nie została przyjętą. Młodzież szeptała o Bernardzie iż cichaczem przysunął się za swoim bóstwem i najął sobie mieszkanie przy małej Berdyczowskiej ulicy. Inni mówili nadto, że sam Fantecki już był nazajutrz po przybyciu żony do Żytomierza i koło katedry.
Ponieważ wiedziano o przyjaźni jaka łączyła pana Grzybowicza z wdówką, u której mieszkała pani Seweryna, dopytywano jego o szczegóły — ale prawnik milczał ramionami ruszając... nie wiedział lub utrzymywał że o niczem nie był uwiadomiony. Dopiero ta jego ostrożność nadzwyczajna aby się żadnem słowem nie zdradzić, niektórym na myśl przywiodła — iż Grzybowicz był zdawna przyjacielem od serca — Fanteckiego.
Okoliczność ta o której pani Rumińska nie wiedziała wcale, tłomaczyła całe postępowanie prawnika.
Trzeciego dnia, gdy wybiegawszy się po sądach i kancelaryach, pan Zacharyasz do mieszkania swojego powracał o mroku — w progu zszedł się z przyjacielem Fanteckim.