Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kropla przepełniła naczynie — poczęła gwałtownie, zwracając twarz ku niemu, kobieta. — Cierpiałam długo, taiłam łzy, walczyłam z sobą... naostatek sił się przebrało... Ja z wami żyć nie chcę, nie mogę, nie będę. Tak — nie będę — rozstać się nam potrzeba.
Mężczyzna, jak piorunem rażony, stał milczący, słuchał i uszom nie wierzył. Westchnienie ciężkie wyrwało mu się z piersi.
— Dziecko ty moje — zawołał z litością — na Boga, co ci jest? Naucz-że mnie, jaka to kropla nieszczęśliwa przepełniła to naczynie... czem ja ci życie uczyniłem nieznośnem?
Głos jego stał się roważnym i smutnym.
— Ja moje — rzekł — poświęciłem dla ciebie, ale nie chwilowej przyjemności twej szukałem, pragnęłem szczęścia, dlatego nie pochlebiałem ci, jak kochanek — byłem dla ciebie ojcem, Sewerynko! Tyś dziecko! ty nie wiesz co mówisz i na co się narażasz, nie liczysz się ze słowami twojemi.
— O! przepraszam, bardzo przepraszam — poczęła obrażona kobieta — ważę każde słowo moje. Myślałam długo, nim wyrzekłam ostatnie.
Pod pozorem tego troskliwego ojcostwa, kryło się obrzydłe skąpstwo i zazdrość śmieszna. Ja jestem młoda, ja potrzebuję żyć, a ja tu, zamknięta w tych ścianach, niewolnicą być nie chcę. Ja nie mam nic, ja nie rozporządzam niczem, ja nie mam swej woli... ja zawsze tylko małoletniem dla was dzieckiem jestem.
O! nie, nie! O prawa moje, o swobodę mi należną upomnieć się muszę.
— Prawdziwie, w głowie się zawraca, słuchając tego wrzątku wyrazów gniewnych — rzekł mąż. — O co ci idzie? Dziś, wczoraj, zawsze wymagałem dla twojego dobra, ażebyś się czem zajęła... kobieta, pani domu, ma obowiązki. Zresztą zostawiłem ci do wy-