Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z rana dnia tego, Solecki przypadkiem poszedł do dworku Prozorowicza, dowiedzieć się czy nie powrócił i zastał go nad Doświadczyńskim przy żonie...
Ponieważ Solecki miał zwyczaj głośno bardzo mówić i hałasować, Burgrabia go ostrzegł, że na przeciwko stał Bernard, i pono całą noc nie spał. W ten sposób Pius się o powrocie jego dowiedział i pożegnawszy pobiegł o tem oznajmić Fanteckiej.
Chwila stanowcza zbliżała się więc i kryzys przykrą przebyć było potrzeba. Seweryna próbowała namówić przyjaciółkę czyby się ona nie podjęła przygotować nieszczęśliwego Bernarda, do losu jaki go miał spotkać, ale pani Rumińska, strzepnąwszy rączkami, wprost odmówiła wszelkiego udziału...
— Kochanie moje, rzekła — samaś sobie tego piwa nawarzyła — wypij że, a mnie niem nie częstuj.
Dygnęła i wyszła.
Cały dzień Fantecka oczekując Bernarda za każdem drzwi otwarciem, bladła i drżała — obawiała się jakiego szalonego z jego strony kroku.
Solecki drapnął do domu i zamknął się u siebie, póki by burza nie przeszła. Do obiadu nie przyszedł Marszałkowicz, już to opóźnienie zdziwiło mocno Sewerynę.
— Dawniej byłby godziny nie wytrzymał, mówiła do siebie — co mu jest? czy się już o czem dowiedział?
Z południa poznała głos jego w przedpokoju i z bijącem sercem poszła zebrać siły i oprzytomnieć w swoim pokoju. Pierścień z brylantem schowała do szufladki...
Bernard wchodząc zastał w saloniku panią Rumińskę i Julkę wczytującą się ciekawie w Robinsona.
Wdowa spojrzała nań ze współczuciem, blady był, lecz dziwnie zdawał się spokojny, choć bardzo smutny.