Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miłość dla Seweryny ze zbliżeniem się ku niej wracała.
O mroku, z bijącem sercem wpadł na znajomą uliczkę... W oknach dworku, niezamkniętych jeszcze okienkami nie było światła. Kłamał więc Burgrabia utrzymując, że tam tak nieustannie przyjmowano o wszelkich dnia godzinach... Zaledwie się u parkanu zatrzymał — gdy usłyszał turkot powozu i głośne śmiechy.
Poznał konie i ekwipaż Soleckiego, a w koczu odkrytym panią Rumińskę, Sewerynę i naprzeciw nich siedzącego Piusa...
Rumińska wysiadła pierwsza... wyskoczył potem Solecki, podał rękę pani Fanteckiej i podtrzymując ją, pochylony ku niej wprowadził do domu.
Nierychło potem światła zabłysły w oknach, spostrzegł znowu pana Piusa z Seweryną przechadzających się po salonie. Zdawało mu się, ale to wziął za przewidzenie, iż Fantecka na chwilę rękę położyła na ramieniu Piusowi i że ten ją całował długo..
Ale to przecie być nie mogło!
Bernardowi zrobiło się zimno, gorąco, chciał wpaść do dworku — powstrzymał się. W tem chłopak pozamykał okienice, i widzenie bolesne znikło. Przechadzając się po pustej uliczce Bernard dotrwał aż do chwili, gdy Solecki po jedenastej się oddalił.
Wyszedł śpiewając w doskonałym humorze — biedny Marszałkowicz powrócił do dworku i niezaglądając do Burgrabiego, który jeszcze pacierze mówił, zamknął się u siebie.
Nazajutrz Prozorowicz go nie widział prawie — wyszedł z rana, nie powrócił aż nocą. Lecz tym razem stary na niego czatował. Przestraszył się niemal zobaczywszy go, tak był blady i drżący. Niemówiono nic... rozstali się milcząco...
Dzień ten był w życiu Bernarda pierwszym rozczarowania i — najboleśniejszym ciosem — przekonał