Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

paka, zaklinając go, aby mu koniecznie, mimo spóźnionej godziny przyniósł odpowiedź.
Wysławszy go począł chodzić po pokoju oczekując odpowiedzi z najżywszą niecierpliwością. Sydorek, wysłany z kartką, poleciał do dworku i ledwie się do bramy dostukał. Otworzono mu ją, w sypialnych pokojach świeciło jeszcze — pani Rumińska usłyszawszy hałas wyszła w szlafroku i nocnym czepku i sama zaniosła Sewerynie, która już leżała w łóżku, piękną bransoletę trzymając przy sobie na stoliczku.
— Oto masz o północy jeszcze nadzwyczaj pilną epistołę od tego twojego waryata — odezwała się Balbina.
— A! rzuć tam na stół gdzie chcesz... prawdziwie że mnie tem pisaniem zamęcza... oczy bolą — ja przy lampie czytać nie mogę.
— Ale chłopak czeka na odpowiedź!
— Jeszcze czego, krzyknęła zniecierpliwiona Fantecka, każ że go wypędzić.
— Zobaczmyż choć co pisze.
— A! te mokre od łez czułości! syknęła Seweryna.
Ciekawa gosposia rozerwała już kopertę, siadłszy przy lampie, rzuciła okiem na list i wstała nagle.
— Widzisz — rzekła, i tym razem to nie same czułości — posłuchaj.
Seweryna zwróciła od niechcenia głowę, a przyjaciółka czytała:
„Najdroższa moja! Cios po ciosie na mnie uderza. Wyszedłem na pół zabity od ciebie i przez ciebie... W domu znajduję wiadomość o chorobie matki. Dla nas obojga, dla przyszłości naszej czuję że powinienem i muszę jechać... Ty nie będziesz temu przeciwną... Jadę jutro — ale wyjechać bez pożegnania, nie ucałowawszy stóp twoich, nie mogę — pozwól bym przyszedł, nadewszystko bądź dla mnie dobrą i litościwą... Tyś teraz tak dziwnie surową — a ja cierpię tyle! Sewerynko“... Tu następywały błagania i modlitwy. Leżąca w łóżku pani Fantecka, słuchając zwijała na palcach włosy i patrzała na białe swe rączki