Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale moja droga — odparła Rumińska, pomiarkujże się, to jego jakaś cioteczna czy stryjeczna siostra...
— A! to mi wszystko jedno! wybuchnęła Seweryna — to mi wszystko jedno... Ja tu schnę z tęsknoty, a on szuka tam pociechy przy młodem dziewczęciu i gdy ja się lituję nad nim, on sobie zimniuteńko jeździ na spacery z pannami... O! przepraszam... przepraszam...
Rumińska uśmiechnęła się dziwnie.
— Moja kochana, a ty przecie byłaś z panem Piusem Soleckim? On ma prawo także...
— Nie — on nie ma żadnego prawa, to przypadek... Pan Pius był tam dla ciebie nie dla mnie. Co mnie tam obchodzi jakiś Pius Solecki... To wcale co innego...
Jeszcze się ta rozmowa nie skończyła, gdy pomimo godziny wzbronionej, wszedł do salonu Bernard...
— Otóż go masz — zawołała Rumińska... Fantecka zawahała się chwilę.
Bernard nie pytając się o pozwolenie wbiegł do jej pokoju, rozgorzały, nieprzytomny... drżący od gniewu...
Seweryna wstała jak sędzia zimna i groźna.
— Winszuję panu miłej przechadzki z bardzo ładną panienką — odezwała się ze śmiechem ironicznym, bardzo winszuję.
— Ta panna — rzekł Bernard — jest moją siostrą...
— Przepraszam, kuzyneczką! a między kuzynkami, to przecie wiadoma rzecz, romanse są nieuchronne. Więc ja — cóż — czem ja jestem dla pana?...
— Ja właśnie chciałem spytać, co znaczył na przechadzce ten jegomość, który dziś rano ośmielił się jej przesłać bukiet, a po obiedzie miał szczęście w czułej parze...
Seweryna miała zwyczaj tupać nogą, zostało jej to od pieszczonego dzieciństwa, tupnęła i teraz.
— Jak pan śmiesz mnie podejrzewać, jak pan możesz mi mówić coś podobnego? To nikczemność znęca się nad bezbronną kobietą, która dla pana wszystko poświęciła...