Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nich postępowała pani Seweryna, której usłużny Pius rękę podawał, a za nią zmieszana Rumińska.
Nic okropniejszego obu towarzystwom tym trafić się nie mogło. Pani Fantecka zbladła... Bernard zdrętwiał. Anzelmka napróżno budziła go do życia. Dwa gronka stały o kroków dziesięć od siebie niewiedząc co począć — witać się, kłaniać, zbliżyć czy nie widzieć.
Bernard stracił przytomność, szczęściem nie postradała jej pani Seweryna i jakby nic nie postrzegła, rozmawiając głośno, wolnym krokiem się zawróciła nazad, rozpatrując po skałach. Zaczęła się nawet śmiać tak głośno, aby śmiech jej doszedł do uszów Bernarda i wpił mu się w serce. Zobaczyła tę śliczną, młodziutką panienkę spartą na jego ramieniu i gniew ją na niewdzięcznika ogarnął. Jej wolno było się rozrywać z panem Piusem Soleckim ale jemu!!! wara!
Ciocia Turska, która nie znała wprawdzie pani Fanteckiej, ale z widzenia Romińską, domyśliła się w tej pięknej pani słynnej kandydatki do rozwodu, którą jej opisywano i o której mówiono tyle. Zaczerwieniła się nieco, lecz widząc że to się kończy bez katastrofy, wnet odzyskała zimną krew i przytomność, Anzelmka tylko zobaczywszy Sewerynę, której piękność ją uderzyła, szepnęła Bernardowi.
— Nie znasz tej pięknej pani? Ale jakaż ona śliczna, choć malować.
Bernard w pierwszej chwili nie mógł nic odpowiedzieć, a potem niechciał.
Ze ściśniętem sercem poszedł z Anzelmką, która szczebiotała zadzierając główkę i wpatrując się w przepyszne skały, które z natury, rysować koniecznie chciała.
W parę godzin po tem dwie panie były same w pokoju Seweryny, i siedziały zachmurzone obie.
— Nie! tegom nigdy nie przypuszczała — wołała Fantecka, żeby on — on, dla którego ja poświęciłam wszystko, mógł mnie zdradzać tak nikczemnie.