Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obnażoną dla ukazania massy pierścieni zakrywających całe palce. Laska którą niósł miała gałkę złocistą sadzoną turkusami i rubinami. Nie mówię już o łańcuchu od zegarka z medaljonem olbrzymim i dewizkami drogocennemi. W tym stroju dążył do Burgrabiego, którego zobaczywszy w poprzek ulicę przeszedł aby powitać starego.
— Panie Burgrabio — dobrodzieju! na rany pańskie — ja do was lecę...
— A cóż to pana Piusa prowadzi?
— Ten bestialski interes z żydem o las — toż mi wytnie wszystko jeźli Pałata nie wyda spiesznie dekretu! Na miłość Boga! oddałem sprawę P.... a ten wiersze pisze i literaturą się bawi... dozwoli mnie puścić w trąbę, nie dopilnuje, jeźli wy mu na kark nie wpadniecie... Burgrabio! ratuj!
— Ale ba — przerwał Prozorowicz — oddajcie interesa komu innemu nie poecie.
— Będzie gorzej jeszcze, bo ten choć ślamazarny, przynajmniej uczciwy — a drugi mnie żydowi sprzeda i las przepadnie. Idzie tylko o to żebyście P..... nie dali pokoju.
— Dobry jesteś... albo to mały zachód, będzie mi jeszcze swoje poezye czytał!
— Dla mojej przyjaźni...
To mówiąc Prozorowicz wprowadził go do dworku, mops zaszczekał, a mała fertyczna Burgrabina zaczęła witać gościa. Miała zaś słabość do niego, może dla tego, że bez butów niegdyś widziała...
Burgrabiemu coś musiało na myśl przyjść, bo o ile zrazu się opierał niby, potem zaraz złagodniał dla Piusa. No — no, pomówimy o tem, rzekł, siadajcie proszę.
Pius siadł nie kładnąc kapelusza, nie rzucając laski i rozparł się, jak jeden z Marszałków powiatowych, którego często widywał... Miał zamiar w tej dziurze u Prozorowiczów zabawić jak najkrócej, ale zrywać się zbytnio nie wypadało.