Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 81 —

W istocie oprócz wymienionych pobudek i przyrodzonego wstrętu jaki bogactwo ma zawsze dla ubóstwa, niechęć bankiera do Paparonów była w nim spadkową. Słyszał on od ojca jeszcze o jakiémś zajściu przykrém między starym Albertem a ówczesnym panem Wojdskim, w którém protoplasta jego nie piękną grał rolę i zawstydzony zeń wyszedł. Rzecz była od wieków zatarta, zapomniana — ale uczucie które zrodziła, na dnie mściwéj duszy pozostało...
Bankier prócz tego ubogiéj rodzinie i jéj wspaniałego domu zazdrościł; byłby go nabył chętnie, zdawało mu się śmiészném ażeby ludzie ubodzy taką znaczną wartość nieprocentującą w rękach trzymać mieli. Co się tyczy skarbu, z tego poprostu się wyśmiéwał i szydził nielitościwie.
Teofil pozostał parę dni w mieście, nie zmieniwszy nic a nic swojego postępowania z Paparonami, bywał u nich parę razy na dzień i nie dał im wcale poznać że miał tę przykrą z ojcem rozmowę. Był nawet starając się ukryć swe skupienie, o tyle wesół o ile mógł i umiał, chociaż to nie oszukało biédnéj Klary. Mimo całego przywiązania do Teofila, czuła ona w jak draźliwém położeniu stawiło ją ubóstwo i ta miłość z niém razem. Czytała z oczów młodego człowieka co się tam w domu bankiera dziać musiało.
Wudtke w istocie zły był i gniewny, a gdy raz