Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 82 —

to uczucie go opanowało, nie przebiérał w środkach dogodzenia mu... Nie mogąc pomścić się inaczéj, okrywał śmiésznością biédnych ludzi... począwszy od pięknéj panny aż do oryginalnego pułkownika.




Pułkownik który całą duszą codzień mocniéj przywiązywał się do rodziny, a dla Klary byłby dał życie, tak zachwycała go swą wyższością, spokojem, talentami, charakterem... poślubił sprawę dwojga kochanków i śledził ją z niepokojem przyjaciela. Chciał się zbliżyć do bankiera, mając w tém swoje widoki, ale kilka prób zupełnie nieszczęśliwych, podrażniły jego dumę. Wudtke gadać z nim nie chciał. Ile razy się spotkali, ledwie odkłoniwszy mu się — odchodził.
— Twardy jegomość, rzekł w duchu pułkownik, ale i ja miękki nie jestem... zobaczymy kto kogo nadkąsi... zobaczymy...
Ukąsić wszakże zawiędłego Wudtkego nie było łatwo, pan Wiktor nadto sobie pochlebiał; bankier miał w mieście ogromne wpływy i stosunki, pozycyą wyrobioną, w towarzystwie przewagę znanéj praktyczności swéj i szczęścia — gdy nowy przybysz cieszył się tylko uznaniem i współczuciem ludzi mniejszego kalibru. Pułkownik byłby go wyzwał chętnie za krzywdę moralną którą wyrządzał