Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 278 —

go. Bierz od razu Swedenborga, bo cię już nie wypuszczę. Dziś wybiéram się w drogę i albo wieczorem pojadę jeszcze, lub jutro rano.
— Ale dokąd?
— Tego ci nie powiem, będę ich szukał, znajdę i przywiozę, to pewna, a ty mi ojca przygotuj żeby przyjął jak należy. Niéma już nic do wyboru, musi takiego zięcia wziąć jakiego mu da córka... to darmo, kwasy nie pomogą, a Klarze poczciwéj wyrządzi przykrość. Radgosz, miłosierdzia! idź zaraz! idź.
To mówiąc uścisnął go Wiktor i nie mówiąc gdzie daléj iść myśli, pobiegł na pensyą pani Lamm.
Szło mu o to żeby się przekonać czy ona lub kto inny towarzyszył Klarze, nie przypuszczał bowiem ażeby pojechała sama. Ale przyjaciółkę zastał w domu, byłato chwila właśnie gdy po wakacyach zjeżdżają się uczennice, niepodobna jéj było opuścić na chwilę zakładu, nie wiedziała nawet o losie Klary — i rozpłakała się posłyszawszy iż znikła.
Przyznała się że była pośredniczką w przesyłce listów, które natychmiast po uwolnieniu Teofila poczęły obiegać między nim a Klarą, nie taiła że był na Rugii i że większa część listów nosiła stępel Ankony, ale Klara nic jéj nawet nie powiedziała o swoim zamiarze.
Pożegnawszy zrozpaczoną panią Lamm, Wiktor zrazu przez proste zapomnienie wpadł do magazy-