Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   93   —

czasem pokutować tylko musi, jak dzisiaj. Stosunki trudniej jest zerwać, niż zawiązać. Proszę cię nie wierz plotkom, ja jestem szczęśliwa.
— Kochana ciociu — odezwał się całując jej rękę Adryan — plotkom mógłbym niewierzyć, ale oczom muszę. Szczęście wygląda inaczej, mówi, patrzy i promienieje, nie tak jak widzę. Ciotka szczęśliwą nie jest, a przywiązanego do niej serca oszukać pobożnie... nie można.
Wanda pochwyciła gwałtownie rękę siostrzeńca, obejrzała się.
— Na Boga — zawołała — milcz! proszę, nie mówmy o tem, są rzeczy spełnione, które się trzeba starać zapomnieć.
Obłąkanym wzrokiem powiódłszy po pokoju, dodała:
— Jeszcze raz, proszę cię, już dosyć o tem.
Ale Adryanowi narzucić milczenia nie mogła nawet powaga ciotki, zbyt był oburzonym.
— Dla obcych będę milczał — rzekł zniżając głos — lecz między mną a ciotką tajemnic być nie powinno. Nie ma tego złego, któreby się nie dało naprawić i usunąć.
— Dość dla zatrucia życia tych śladów, które ono zostawi po sobie — odezwała się Wanda. — Chcieć je usunąć byłoby to przyznać się do niego i do błędów co je sprowadziły. Nie lepiej-że znosić z rezygnacyą w milczeniu?
— Jestem przeciwnego zdania — począł Adryan — trzeba mieć męztwo zrzucenia z siebie okowów ciążązych, gdy z nich dla nikogo nie ma korzyści, gdy ofiara ciężka, a daremna. Więc dla miłości spokoju, jakiegoś pozornego życia oddać resztę! A! na to ja nie pozwalam.
Wandzie łzy popłynęły z oczów, które prędko otarła.
— Są tacy losu skazańcy, jak ja, którzy fatalizm swojego przeznaczenia znieść powinni nie targając się