Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   92   —

— Pozwól-że, bym z tobą szczerą była, bom ja na nią długo chłodniejszemi od twoich oczyma patrzała, mój Adryanie — mówiła Wanda — Dosia, Dosia jest czemś ekscentrycznem, istotą o której wyrzec sąd stanowczy trudno, ma przymioty i wady, lękam się, by te ostatnie zbyt się nie stały wybitne. Posłuchaj, bałamuciła mi Walerego, może najnaiwniej, ale nieco był stracił głowę, i to się stało przyczyną, żeśmy się rozstać musiały. Nie winię kasztelanica, mogło mu się młodsze odemnie dziewczę chwilowo podobać, ale ją, która mnie zdradzała!!
— Przepraszam ciocię — przerwał gwałtownie Adryan — ja winię pana kasztelanica, nie ją. On bardzo dobrze wiedział, co poczynał, ona mogła wcale nie rozumieć tego, że przyjaźń i opieka pozorna mogą pokrywać brudną namiętność kryjomą. Dziewczęciu niedoświadczonemu wybaczyć można nieopatrzność, doświadczonemu człowiekowi płochości takiej darować się nie godzi.
— Ale to nie było nic znowu tak seryo, z jego strony — poczęła Wanda — jam się może niepotrzebnie nastraszyła.
Rumieniec wystąpił na twarz Wandy, spojrzała na siostrzeńca i poznała po oburzeniu, że nie z jej ust po raz pierwszy dowiedzieć się musiał o wszystkiem.
— Co ci mówiono u Pawłowstwa? — wtrąciła nagle — bądź szczerym. Pan Paweł mógł ci prawić jakie niedorzeczne domysły.
Zaczęła się unosić.
— Ludzie są źli doprawdy, nawet kiedy kogoś kochają, tłómaczą sobie wszystko opacznie. Mogli ci pleść niestworzone rzeczy o mnie, o Kornelii, o moim mężu. To są plotki, to bajki, w tem nie ma słowa prawdy! Kornelia sama chciała wsunąć się do kasztelanowej, która ją mieć przy sobie pragnęła, mój mąż jest dobrym człowiekiem, który za grzechy młodości