Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   20   —

że było jej młodością dopełnić swej dojrzałości, niż sprzęgać dwie istoty przeżyte, jak on i hrabina?
Wszystko to mówił sobie pan Teodor, i już, już nabierał odwagi do stanowczego kroku, gdy wiekowi właściwa obawa i brak tej woli sprężystej, co do czynu popycha, cofały go i onieśmielały.
Lizie zdawało się, że już dosięga celu, gdy nagle stary kawaler stygł, ziąbł, zamyślał się i milczący odchodził. Stało się to i teraz, bo zaledwie kilku słowy począł sentymentalną rozmowę, która daleko bardzo, z pomocą zręcznej współuczestniczki, zaprowadzić go mogła, gdy się Maciorkiewicz nawinął, oblał go już zimną wodą i pan Teodor na ganek powrócił.
Adryan, zdrajca, skorzystał z tego i wsunął się do salonu, w którym panna starsza gospodarowała.
— Co też pani za nielitościwą jesteś — rzekł — dla tego nieszczęśliwego Teodora!
— Ja? ja? — niby przestraszona spytała Liza — nie rozumiem.
— Rozumiesz pani doskonale — mówił Adryan — a gdybyś nie rozumiała, to się domyślisz. Niegodzi się tak męczyć tego biednego człowieka. Wszakże on widocznie najokrutniej jest zakochany.
— W kim? — z udaną powagą spytało dziewczę.
— No, nie powiem, jeśli pani nie wiesz — rozśmiał się Adryan — ale rachuję na to, że tej osobie w której on się tak zapamiętale kocha, zechcesz pani powiedzieć, aby mu trochę odwagi dodała. Pan Teodor jest mąż dojrzały — mówił żartobliwie ciągle chłopak — a w jego wieku ludziom zbywa na silnej woli, potrzebują aby im zadać nieco gwałtu, aby im litościwą dłoń podać. Pani mnie rozumie?
— Nie zupełnie — odparła Liza — bo zkądże pan wiedzieć możesz, czy ta osoba, ten ktoś, życzy sobie ośmielać pana Teodora, a nie przeciwnie?
— Spodziewam się tego — odezwał się Adryan —