Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   121   —

miej mi za złe. Mnie nie o moje własne, ale o wasze szczęście chodzi! Któż zaręczy, że ta wasza przyjaźń, to nie fantazya, że później...
— Ręczą te dwa lata, po których tu przybyłem niezmieniwszy się przecie.
Zarumieniła się Dosia.
— Nie, nie, nie kuś mnie pan szczęściem, do któregom nie stworzona — rzekła żywo, — Później w życiu uczułbyś we mnie niższą od siebie istotę, dałbyś i mnie to uczuć może, ja sama mogłabym doznać tego uczucia. Nie! nie!
Odwróciła się, usiadła na ławce i zaczęła wiązać kwiaty.
— Jedź pan — rzekła głosem mężnym podając mi rozkwitłą różę — ten kwiat, to pożegnanie i pamiątka. Nie będę niczyją, ale twoją być nie mogę, nie, nigdy.
Zerwała się rzucając kwiaty i uciekła w głąb’ ogrodu. Powróciłem cały zburzony do domu. Do obiadu Dosia nie wyszła. Ciotka mi powiedziała, że chora na głowę, wieczorem jej nie było. Nazajutrz pojechałem się z Wilczkiem rozmówić. Nie taiłem się przed starym, otwarciem mu powiedział, że chcę się żenić z jego córką. Uradował się zrazu, ale wprędce posmutniał. Te same mi czynił zarzuty co ona, też same miał skrupuły, ale je łatwiej mogłem odeprzeć. Obiecał mi mówić z Dosią.
Mówił za mną pan Krzysztof, przemawiała ciotka, ale uparte dziewczę stało przy swojem. Jedynym skutkiem tych nalegań było, że z mniejszą obawą dozwoliła mi się zbliżać do siebie, i nie unikała odemnie. Poznaliśmy się lepiej. A! drogi przyjacielu, duma kobiety jest jednem z uczuć, które najtrudniej zwyciężyć. Dosia lękała się zawsze, aby kiedyś życie uczuć jej nie dało, żem się ja schylił ku niej, jak mówiła. Chociaż napróżno zaprzysięgałem jej, iż ją wyżej stawię nad siebie i wdziękiem i darami Bożemi, i sercem i umysłem. To, co my nabywamy powoli ciężką pracą, ona od natury miała w darze, i wieszczym zgady-