Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   95   —

nagle powiedziała mu dobranoc, i zabrała się iść do swych pokojów.
— Twoje mieszkanie na górze — poczęła szybko — proszę cię nie chodź do nich, nie mięszaj się do niczego, zostaw mnie własną obronę, nie jestem tak słabą, jak sądzisz.
I zadzwoniła, powtarzając dobranoc, a wchodzącemu słudze poleciła odprowadzić Adryana. Musiał jej być posłusznym.
Wchodząc na górę pominął korytarz, na którym głosy z mieszkania kasztelanica wyraźnie się słyszeć dawały, szybkim krokiem przebiegł wschody i zdumiał się wielce, gdy stanąwszy w progu, zobaczył w pokoju swoim siedzącego u drzwi rejenta.
Stary rezydent, wstał serdecznie go witając w milczeniu, długo nie mogąc przemówić słowa.
— Przypadkiem dowiedziałem się o pańskiem przybyciu — odezwał się stłumionym głosem — dostałem się tu umyślnie, by kochanego pana zobaczyć.
— Jam się także do was wybierał — rzekł Adryan.
— Panie, co się tu dzieje! — zawołał po wyjściu służącego stary — co za los naszej pani zgotowano!
— Ale jakże do tego przyszło!
Rejent zakrył oczy.
— Nie pytaj pan, kobieta słabą była i zbyt ufała drugim, padła ofiarą. Zdało się jej, że musiała to uczynić ratując swą sławę, a panna Kornelia wie tylko...
Przerwał nagle.
— Nie, nie chcę mówić o tem i ust sobie, a wam uszu walać. Już nie o tem mówić co było, ale co jest, kochany panie. Na dole po nocach grają codzień. Niech pan spyta i zobaczy kto mieszka we dworku na wsi, kto w oficynie. Panny z miasta! Jedna się nazywa siostra pisarza, druga siostrzenica ekonoma. Cały dwór na to patrzy, w miasteczku weksle kaszte-