Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   96   —

lanica jak grad się sypią, a wziął od pani plenipotencyę. A wiesz pan jak się z nią obchodzi?
Adryan przemówić nie mógł.
— Cicho — szepnął po chwili namysłu — dosyć, tak pozostać nie może, naradzimy się co jest do zrobienia, a nieszczęśliwą oswobodzić moim obowiązkiem. Rozmówię się z tym panem i z ciotką, to moja sprawa, bądźcie spokojni. Dajcie mi czas tylko. Bez hałasu załatwić się musi wszystko. Tego rodzaju ludzi pozbywa się łatwo.
Rejent uścisnął rękę jego w milczeniu.

∗             ∗