Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   61   —

słowo odpowiedzi, czuję, że to była finta, którą zaraz naprawiła nalegając bym bywał w jej domu; główną rzecz zyskałem, reszta odemnie zależy.
Zatarł ręce.
Przybywszy do Zieleniewszczyzny tak był jeszcze przejęty wrażeniami świeżo doznanemi, że odmówił Zamorskiemu zaproszenia zwykłego na wieczerzę, składając to na ból głowy. Dzierżawca nie chcąc nalegać odszedł.
W kwadrans potem, siedział w fotelu pan Teodor z cygarem w ustach, gdy stała się rzecz w rocznikach Zieleniewszczyzny niesłychana. W oknie otwartem od ogrodu nagle ukazała się główka zarumieniona Lizy. Oczy jej szukały zbiega.
— Przychodzę do pana, mama i Misia stoją o trzy kroki, nic nie pomoże, choć z bólem głowy musisz pan iść do nas! Mamy truskawki umyślnie przygotowane, do jutra zwiędną. Executez vous de bonne grâce! — dodała figlarnie dziewczyna.
Pan Teodor wstał z fotelu zachwycony. Wspomnienie Wandy, mocne postanowienie nie dopuszczenia sercu, aby się bałamuciło nadaremnie, wszystko to prysło, rozbiło się, znikło. Przed nim, w jego oknie stało zachwycające świeżością zjawisko: czarodziejka, której oprzeć się nie umiał.
— Idę natychmiast! — zawołał w zachwyceniu.
Rączka biała leżała na skraju okna otwartego, pokuśliwie piękna i nęcąca bezbronnością, pan Teodor niby dziękując przyłożył do niej usta, i pocałował ramę od okna, bo paluszki szybko się usunęły i śmiech trzpiotowaty rozległ w ogrodzie.
Wyszedł jak przyobiecał i w istocie o kilka kroków od domu spotkał wszystkie panie dowiadujące się o jego ból głowy. Pani Zamorska radziła staroświecką lekką infuzyę szafranu, Misia herbatę zieloną, Liza kolońską wódkę, Zamorski gorącą wodę z cytryną.
Sam chory postanowił to zostawić naturze i wkrótce w istocie odwdzięczając jego zaufanie, pocz-