Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom II.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   45   —

— Muszę jednak sprostować tę wiadomość, jako człowiek sumienny — mówił Męczyński — dziewicze serce jest sercem dziecięcem. Panna Wilczkówna wyrosła w oczach pana Krzysztofa, który się podobno jej wychowaniem zajmował.
— Ale to dziecięce przywiązanie ma być tak uderzające, tak dziwne, gwałtowne.
— Jak każde uczucie w sercu, co się hamować nie nawykło — odparł Teodor.
— Rzecz bardzo zajmująca! — przemówiła hrabina.
— Opisz nam pan, jak dziewczę wygląda — wtrąciła natarczywie panna Kornelia.
— To trudno — śmiejąc się rzekł Teodor. — Panna Wilczkówna zupełnie jest podobną do dziewcząt, które na folwarku krowy doją: jest świeża i zdrowa. Jednak jej to przyznać muszę, że ma wiele wdzięku, ładne ręce i nóżki, złocistą kosę i blado niebieskie oczy bardzo rozumne.
— I pan ją z zapałem maluje! — rzekła z przekąsem panna Karnelia.
— Chociaż tego rodzaju piękności — du diable, nie lubię — poprawił się Teodor — dla mnie dystyngowana brzydkość ma więcej uroku.
— A więc nie desperuję, że i ja się panu nabrawszy dystynkcyi podobać będę mogła — zażartowała panna Kornelia.
Pan Teodor się skłonił.
Żartobliwy obrót rozmowy zdawał się nie podobać hrabinie, która zwróciwszy głowę patrzała w okno.
— Mów pan jakże tam było, wszystko, wszystko — nalegała panna Kornelia.
— Dajże panu Teodorowi choć spocząć — odezwała się hrabina.
Teodor był oczarowany Wandą, przyjęciem i towarzystwem właściwem, którego dawno nie miał, bo na folwarku panny, choć ładne i utalentowane, zawsze mu się trochę parafiańsko wydawały. Tu był w swo-