Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   13   —

darz powagę swa odzyskał, gniew go odszedł; był spokojny.
— Wolałeś więc waćpan być, z pozwoleniem, świniopasem, niż szlachcicem... na zdrowie! ja wolałem być godnym moich przodków i zamknąć się w tej ciszy lasów; nie ma między nami nic wspólnego; niewidzieliśmy się kilkanaście lat, cóż to znowu za fantazya waćpanu przyszła ścigać mnie tutaj?
— Litość! — zawołał Paweł.
— Co? litość? nademną? — oburzony porwał się Krzysztof stukając pięścią o stół — i ty mi to śmiesz mówić! Litość, nademną! Ale ja — ja jestem cobym się mógł nad tobą litować, coś starą tarczę Pobogów zwalał w błocie, coś się ożenił z...
— Ani słowa przeciw mojej żonie!
— Mieszczanka jest, kupcówna jakaś; ożeniłeś się dla grosza, tak, jak pracowałeś dla grosza, tak jak wszystko święciłeś dla grosza... Dla niego stałeś się żydem, faktorem, handlarzem. Nie znam cię za brata.
— No? nie jest-że to szał z obłąkaniem? — odparł ręce na piersiach zakładając i wpatrując się w brata, Paweł.
— Pytam się ciebie jeszcze raz, czego chcesz odemnie? — rzekł Krzysztof.
— Chcę cię ztąd wyciągnąć! słuchaj, żal mi cię — począł Paweł — tak jest. Nie obrażę się z ust twoich najniemilszemi wyrazy. Miarkuj się sam. Przyczyniż to blasku tarczy twéj, że się na cały świat gniewasz; zakopałeś się na puszczy, nic nie robisz i za życia dobrowolnem samobójstwem ze społeczeństwa się wyłączasz.
— Tak! — wybuchnął Krzysztof — bo wasze społeczeństwo zgniłe, obłąkane, zatrute, nie jest mnie godnem, bo ja w niem ani z niem wyżyćbym nie mógł; bo między mną a niem, tak jak między mną a tobą, nie ma i nie może być stosunku żadnego.
To mówiąc, podniósł się jakby natchniony, rzucając fajkę o stół. Rozbiła się na nim w kawałki.