Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   14   —

— Ty to zowiesz społeczeństwem — krzyknął — to gromada bydła, to stado zwierząt, co idzie na paszę razem i od wilka się broni wspólnie, ale się bije rogami, gdy niebezpieczeństwo przechodzi. Z tej kupy, którą wiąże interes, zwietrzało, uciekło co było szlachetniejszem i lepszem. Zaparliście się wszystkich tradycyj przeszłości i okłamaliście je potwarzą; mówicie o postępie, a idziecie wstecz do bydląt!! Przyznam się, że wolę głodem mrzeć, niż iść z wami razem jeść trawę. Mylę się — dodał — wy jecie jak Lukullus, mieszkacie jak sybaryci, używacie życia i nadużywacie, w tem wasz jedyny cel, to wasza jedyna dążność. Dajcież mi umrzeć anachoretą umiejącym pogardzać tą strawą, tym zbytkiem, temi rozkoszami i położyć się w grób sercem bijącem ku wielkim czynom i wielkim rzeczom, wiernym mej krwi, rodowi, imieniowi i idei.
Paweł się rozśmiał.
— Choć drukować! dalipan — zawołał — ślicznie deklamujesz; ale to są słowa puste. My bydło... niech tak będzie, a ty jesteś trup; wolę być żywem bydlęciem, niż umarłym człowiekiem.
— Na zdrowie! — odparł siadając Krzysztof, podparł się na ręku i patrzał w okno — kończ waćpan — dodał — słucham.
Na to wezwanie Paweł nie odpowiedział, wstał z krzesła zadumany i począł się po izbie przechadzać.
— Nie ma sposobu z tobą mówić, ani się zrozumieć — dokończył po przestanku. — Sądziłem, że lata zmieniły twój sposób widzenia rzeczy i ostudziły cię trochę. Znajduję cię takim, z pozwoleniem, szaleńcem, jak gdyśmy się rozstawali. Ubolewam, płaczę, rozpaczam, abym mógł nawrócić...
— Toś sobie był powinien z góry powiedzieć — spokojniej wtrącił Krzysztof — waćpan się mogłeś mienić i zmieniać wedle potrzeby i stosownie do ludzi, z którymi żyć chciałeś; ja mogłem pozostać