Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   105   —

Po wysiłkach nastąpiło zniechcenie, znużenie, niesmak do życia, brak celu w nim i znękanie, które spowodowało powrót na pogardzone domowe śmiecisko.
Do straconych złudzeń należało i przekonanie o własnej wartości. Pan Teodor wybrał się w świat, pewien, iż będzie jedną z najcelniejszych ozdób jego, musiał się przyznać sam przed sobą, że bardzo podrzędną na nim grał rolę. Wyścigali go nawet pośledniejsi od niego w ogóle, ale szczęśliwiej uposażeni w środki popisania się przed ludźmi ze szczupłym zasobem. Kilka razy panu Teodorowi zdawało się, że dosięga pożądanego w społeczeństwie stanowiska, wprędce jednak tracił je przez jakiś fatalizm niepojęty.
Włoska księżna, piękna i młoda wdowa, z którą się miał ożenić, odbitą mu została przez jakiegoś Anglika daleko nadeń ekscentryczniejszego, starszego, i, jak on utrzymywał, głupszego; znakomita artystka Francuzka, której geniusz słynął naówczas w całej Europie, była nań bardzo łaskawą, ale względy te podzielał z tylu innymi, iż na wartości straciły. Starał się potem o młodą i piękną Angielkę, która miała być milionową dziedziczką, a pokazała się zręczną awanturnicą.
Wśród tych przygód nie zbywało na pojedynkach, na otrzymanych ranach i na znacznych kosztach doświadczeń przedsiębranych. Miłość, równie jak przyjaźń, zawodziła. Pan Teodor dziwił się sam sobie, jak mógł podejrzanych często awanturników brać za bardzo przyzwoitych ludzi, jak się dawał zgrywać grekom, wyzyskiwać szalbierzom i wystawiać na śmiech chłystkom niepoczesnym. Otwierały mu się oczy zapóźno zawsze i gdy już przypłacił omyłkę. Londyn, Paryż, Bruksella, Rzym. Neapol, Wiedeń, Berlin, nie licząc stoliczek pomniejszych, dawały mu z kolei schronienie. W każdem z tych miast zrazu mu było doskonale, z zapałem robił znajomości, uno-