Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom I.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VII.

Pan Teodor nudził się mocno. Aby to sobie wytłómaczyć, trzeba było znać przeszłość jego. Rozpieszczony niegdyś przez matkę, gdy się uczuł swobodnym, puścił się w świat szukać tych wszystkich mniemanych rozkoszy życia, których nie zakosztował jeszcze. Był swobodny, młody i majętny, wszystko więc dlań stało otworem i świat zdawał mu się uśmiechać. Pan Teodor, który marzył długo i wiele, w którego wyobraźni gorącej zawczasu płomieniste wypiętnowały się obrazy, niezmiernie zdziwiony przekonał się w krótce, iż rzeczywistość nieodpowiadała wcale powziętym o niej nadziejom. Usiłował więc, przypisując to nieszczęśliwemu trafowi, szukać swych ideałów coraz gdzieindziej; przez chwilę czasem łudził się, że je znajdował, ale wkrótce doznawał nowego zawodu. Zużywał się tak na nieszczęśliwe próby, płynęły lata, uciekała młodość, w końcu trzeba było przyznać się przed samym sobą, iż szczęście i ideały gdzieindziej chyba być musiały, albo ich nie było wcale.