Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

smucił się niepodobieństwem wykonania jéj, niepokojem sumienia. A nużby go w drodze téj śmierć gdzie zaskoczyła, i dziécię samo zostało bez opieki? Godziłoż się je wyrywać lepszemu losowi? Stary wyrzucał już sam sobie że przyszedł, podraźnił Radionka, i namyślał się uciekać ze wsi, aby dłużéj na tę probę nie być wystawionym.
Chciał to wykonać prędko, czuł bowiem, że Radionek coraz silniejszy wpływ wywiera na niego; ale wieczorem, gdy przyszedł pod ogródek, musiał go wydać czy głos drżący i łez pełny, czy niostrożne jakieś słowo: chłopiec bowiem milcząco się z nim rozstał, ale jakby z stałém jakiémś postanowieniem.
Ledwie wróciwszy do chaty, począł się zaraz nocą wybierać biédny włóczęga, i przy świetle łuczywa sakwy swoje pakował, gdy drzwi powoli się otworzyły, i wyrostek w siermiędze wpadł do izby. Nie poznał go zrazu stary po téj odzieży, ale czegoś mu serce zabiło: byłto Radionek przebrany w suknię odkradzioną parobczakowi z folwarku. Piastun na widok