Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdrowym i swobodnym: zamknęliście i zamorzyli go tęsknotą. Dziécię mnie kocha, bo inaczéj nie miałoby serca: wy uczycie je niewdzięczności!
— Czy ty stary oszalałeś? — oburzył się pan Jan — co to jest? śmiész mi to mówić? Wynoś mi się ztąd natychmiast, i żeby tu noga twoja nie postała.
Jermoła osłupiał, zadrżał, wstrzął się, chciał mówić coś, ale słowa nie znalazł.
— Wypędzacie mnie — rzekł wreszcie — pójdę, pójdę, i noga tu moja nie wróci; ale pamiętaj człowiecze, że tak, jakeście wy mnie odebrali to dziécię, tak Bóg sprawiedliwy wam je odbierze.
Rzuciwszy to straszne przekleństwo, które nadbiegająca matka, by powstrzymać męża, usłyszała i krzyknęła boleśnie; Jermoła prawie nieprzytomny, ostatkiem sił zbiegł z ganku i przeszedł dziedziniec, nie oglądając się za siebie.
Pan Jan zapóźno opamiętał się, poczuł popełnioną krzywdę: słowo prorocze serce mu