Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na nowo, gdy prąd pamiątek przyniósł ją znowu na usta.
— Pamiętasz moję Horpynę, jaka ona była śliczna, kiedy się bywało do cerkwi ubierze; teraz już jéj ani poznać, tak wymizerniała po pięciorgu dzieciach, na tym swoim pańskim chlebie... Oj! niezdrowy to chléb!...
— A Radionek? — rozpowiadał stary — czy nie ładniejszy był w sukmanie z podgoloną głową?




Zrazu tak było, że codzień prawie Radionek to sam, to ze sługą, to z ojcem lub matką dojeżdżał do dawnego piastuna; potém przywozili go tylko w niedzielę; potém co kilka tygodni, wreszcie gdy zatęsknił staruszek, wlókł się o kiju do wychowańca, żeby go choć na chwilę, choć zdaleka zobaczyć.
I zrazu biegł téż do starca Radionek jak go tylko zobaczył: wyrywał się wszystkim, nie było go sposobu utrzymać. Potém czasem nań chwilkę musiał czekać Jermoła, aż przyszło do godziny; a było i tak, że stojąc dzień cały