Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więć, po siedm i po sześć groszy, w dodatku ofiarując ozory i flaki; drób hoduje się na folwarku, świece leją się u siebie, sukno tka na starożytnym warsztacie, rozczulającym prostotą, płótna snują na wsi, i nie ma rodzaju majsterstwa, któregobyś w znaczniejszych wioskach nie znalazł. Kowal, stelmach, cieśla, bednarz, mularz, choć nie tędzy, aleć przecie są. W razie gwałtownéj potrzeby, gdy przypilni a majstra nie ma, wyrwie się Poleszuk, który widział kiedyś jak coś gdzieś robiono, podejmuje się sprobować, i najczęściéj tym sposobem zepsuwszy kilka razy, wychodzi na professyonistę.
Nie powiem, żeby tu bardzo kwitły przemysł i sztuki;... ale téż w Polesiu niewiele się wymaga od artysty. Szewc kiedy ci but uszyje, prawda, że zdaje się na pozór nie na ludzką nogę stworzony: taki czegoś okrągły, niezgrabny, twardy i jakby z żelaza wykuty. Ale poprobuj chodzić: we dwa lata po wodzie i błocie ani dratwa nie puści, ani ci skóra pęknie, takie to sumienne i gruntowne.