Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

du umrzeć nie można; a choć biéda dokuczy (bo gdzież ta dobrodziejka nie zajrzy), byle przednówek przekołatać, wlecze się daléj a daléj. Trafiają się i tu ciężkie, czarne, jak je u nas nazywają godziny; trafia się chléb pieczony z plewą, z korą, z owsem, z hreczką: ale świat nie byłby światem, żeby na nim wciąż było jak w niebie.
Po dworach to także patryarchalny żywot, do którego utrzymania handel i zamorskie kraje niewiele się przykładają, tak, że niemalby się bez nich obejść tu można, trochę ścisnąwszy. Wszystkiego dostarcza wioska, wszystko się robi na wsi, a z kupnych rzeczy to tylko cukier, kawa, butelczyna wina frankońskiego zwanego tu francuzkiém, jaka ćwierć funta herbaty, trocha pieprzu: — ot i po wszystkiém. W bardzo téż wielu razach cukier się zastępuje miodem, który nic nie kosztuje, kawa cykoryą, herbata rumiankiem i daleko zdrowszym lipowym kwiatem lub melissą, wino miodem i wódką, a pieprz chrzanem. Mięso bije się w domu lub żydek je przywozi oko po dzie-