Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nogi się nie pytają jak im tam będzie: niech Pana Boga chwalą, że je skóra pokrywa, a podeszwa zastępuje żywą; nagniotki uważane są za naturalne następstwo lat i pracy, nie winę obuwia...
I tak we wszystkiém co się tu robi: mocno, bezpiecznie, grubo, a choć dla oka niepokaźnie, choć rozpieszczonym niewygodnie, tém gorzéj oku co się popsuło, i skórze, która się wydelikaciła. Dodam, że każdy rzemieślnik w tym szczęśliwym kraju, w którym z professyi ich niewielu, a najwięcéj amatorowie, bo wszyscy potrosze są wszystkiém, uważa się sam za artystę, istotę wyższą, poczęści niezrozumianą i nieocenioną przez współobywateli, mającą prawo dźwigać do karczmy swą wyższość zapoznaną, z dumą godną szacunku, ale wartą razem śmiechu. Stosunki z dworem, wysiłek ducha na odgadnienie niewyuczonych tajemnic rzemiosła, uczucie siebie jako niezbędnego w społeczeństwie członka i jednéj z osi koła towarzyskiego, budzą to uczucie, które i w innych kręgach i pod innemi strefami znajdzie