Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jermoła.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to, ni owo. Ta chwila już gdzieindziéj wybijająca na zegarze, nie przyszła jeszcze dla okolicy naszéj; żyło się tam, zwłaszcza po małych dworkach, na wzór XVI i XVII wieku, ich obyczajami, ich wiarą i trybem. Wprawdzie żółto pomalowane bogatsze dwory pół-panków już zaczynały przodować jakiejś reformie, ale ta drobnéj szlachcie wydawała się jeszcze niczém więcéj, jeno monstrualném dziwactwem. I mogłoż być inaczéj w poczciwéj téj dziurze, do któréj gazety dochodziły miesięcznemi paczkami, pocztę stanowili żydzi jadący na szabas do miasteczek, a handlowy ruch ograniczał się targami na bydło i łapcie (wyjmuję drzewo, o którém niżéj). Są ludzie, którzy uwierzyć może nie zechcą, że kąt taki znajdować się może na świecie; ale najprawdziwsza prawda, że na Pińszczyznie w Zarzeczu są, lub niedawno jeszcze były dwory, gdzie się dopytywano o zdrowie króla Stanisława Augusta, zostając w zupełnéj niewiadomości wypadków, które od Kościuszkowskich czasów ubiegły. Nikt tam nie widział żołnierza, nikt nie znał urzędnika; a ci,