Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   25   —

uśmiechał się do Mondygierda — to go czyniło pięknym.
Wszyscy we dworze do dziecka się przywiązali, prawdopodobnie kluczwójt musiał się tego domyśleć, przyjeżdżał więc regularnie dwa, trzy razy po dziecko i odjeżdżał ułagodzony, a przekonany, że właśnie w tym momencie oddać chłopca nie było podobieństwa, nie narażając jego życia.
Pawełek szczęśliwie się tak chowając pod pilnym dozorem samego dziedzica, dochodził już trzech lat i biegał około folwarku przy niańce, okazując wrodzony talent do wywijania kijem i do hałasowania, spoufalił się tak z panem Pawłem i Kasprem, że ich obu za poły porwał i gonił po dziedzińcu, gdy dnia jednego, raniuteńko, wpadł stary sługa do pana, jak przestraszony, blady, wzruszony i począł niezrozumiałego coś bełkotać, w czém tyle tylko dojść było można, iż ktoś w nocy do karczmy zajechał, który się dopytywał o znalezione tu dziecko i lada chwilę miał nadejść do dworu.
Zerwał się p. Paweł wołając:
— Otóż tobie masz! tegom się zawsze lękał! byłem tego pewny! jak mi Bóg miły. Biedowaliśmy hodując to stworzenie, pielęgnowali, a teraz do gotowego chłopca, kiedy z niego pociecha być mogła, zjawi się ktoś i odbierze.
Któż to taki? co za jeden? jakiém prawem? — burczał.