Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   26   —

— Albo ja wiem, ubogi człek, wygląda na ekonoma, albo szlachcica z Sernik, ino go nie widać.
Pan Mondygierd wpadł prawie w pasyę.
— Zapewne! — zawołał — pierwszy lepszy teraz sobie będzie sierotę rewindykował! Z tego nie będzie nic! Nie dam. Jest mi powierzony od urzędu! Jakie dowody! Żadnych dowodów być nie może.
Burzył się chwilę, w końcu co najprędzéj ubrawszy, przykazał Kasprowi, aby do dziecka nikomu obcemu ani się palcem nie dać dotknąć — i czekał w bawialnym pokoju. Kawy rannéj dopić nie mógł, tak był poruszony. Mruczał ciągle sam do siebie.
— Byłem tego pewny! A no, zobaczymy, zobaczymy!
W pół godziny może, wprowadzony przez Kaspra, wtoczył się do pokoju, mężczyzna średnich lat, słusznego wzrostu, z wąsem, ubrany jak oficyalista dworski w butach długich, twarzy męskiéj, przystojny, smutny i widocznie mocno wzruszony.
Pan Mondygierd przyjął go od razu jak nieprzyjaciela na stopie wojennéj, występując przeciw niemu.
— Kto acan jesteś? — zapytał sucho.
— Daniel Wydra, jaśnie panie — odparł dobywając drżącą ręką papierów związanych z za taratatki — oficyalista prywatny w dobrach ks. Lubeckich.