Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   14   —

zwykle z rękami na piersiach założonemi, stał milczący naprzeciw pana, odezwał się Mondygierd.
— Uważałeś ty, co to za dureń? Ile razy przyjdę, śmieje się do mnie?
— Kto? — zapytał Kasper.
— Kto? cóż z ciebie za ograniczony człek, kto? jeszcze się pyta? — rzekł p. Paweł. — Kto? któż ma być, ten znajda.
— Bo on się do wszystkich śmieje, to taka natura! — zamruczał Kasper.
— A! nieprawda! nieprawda! do ciebie się nie śmieje — odparł Mondygierd — pytałem Maryny.
Kasper ramionami ruszył.
— Ot, żeby go sobie sąd zabrał — rzekł — bo w kuchni to nieprzyzwoita rzecz.
Paweł spojrzał.
— Cóż z ciebie za mędrzec, pilnujący przyzwoitości — odparł zwolna. — Cóż to dziecko komu szkodzi. Ja sam dzieci nie lubię, bo to śmiecie z tego, ani słowa, ale miłosierdzie trzeba mieć.
Spojrzał na Kaspra.
Ten nie zwykł był panu nigdy ustępować.
— Tak to panu podobało się dziś mówić — rzekł pod nosem — a dla tego dziecko pójdzie na podrzutki, i tyle tego.
— Albo pójdzie, albo nie pójdzie! — zawołał niecierpliwie pan Paweł — rozumiesz? Zechcę to zostawię, zechcę to oddam, u mnie tu nikt komen-