Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   152   —

wyjściem za mąż miała amanta, który się żenić zamyślał, ale zaszły plotki i romans rozerwały. Otóż Sawicz posądzał żonę o reminiscencye wcale niesłusznie, gdyż owego pretendenta nawet w Sernikach nie było. Tego więc dnia stan małżeński w inném świetle począł przedstawiać przyjacielowi. Było to męczeństwo i — zgaga.
— My, stare graty, mój dobrodzieju, żenić się nie powinniśmy. Djabeł nie śpi, a gachom takich mężów potrzeba. Oni na to jak na lato.
Pan Paweł nie miał nic przeciw aksyomatowi, ale „my stare graty“ oburzyło go. Nie czuł się wcale starym! Ale ba!
Gadu, gadu, podano nalewkę, bo rejent, szczególniéj malinową lubił, aż kołtun nagle, słuchając o Harasymówce, wybuchnął:
— A no! ba, byłbym na śmierć zapomniał; ta to interesa mam do ciebie. Zbiera się tu na jedną rzecz, do któréj ty nam jesteś potrzebny. Zabielska była w Pińsku, tam ją zobaczył Symonowicz, który ma kapitalik lokowany na Harasymówce, wdowa mu w oko wpadła... chce się starać. Ty mu musisz dopomódz.
Jakby go ukropem zlał, poskoczył Mondygierd.
— Człowiecze! co gadasz! — zawołał — a daj ty mi święty pokój. A to mi się podoba! Wiesz czy nie, że nieboszczyk na łożu śmiertelném powierzył wdowę mojéj opiece, a ja jéj mam Symonowicza swatać!