Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   126   —

pominała Melankę, troszka panna Adela. Ta miała coś, niejakieś podobieństwo, gdy Zabielska głosem, ruchem, ot wszystkiém, całą sobą była tą Melanką, tylko nierównie od pierwszéj piękniejszą i rozumniejszą.
— Niech ją bogi mają w swéj opiece! — mówił do siebie Paweł, pot ocierając z czoła — osobliwa kobieta! Gdybym jéj nie widział, nie uwierzyłbym, że podobna być może na świecie, bo to chwilami, płanetami młodziutka, razem sensatka, wnet figlarka, patrz już matrona, nareszcie, skarz Boże, niby dziecko! a niech ją dunder... Nie dokończył i usta sobie zatulił, czując całą nieprzyzwoitość wyrażenia, którego nie rozumiał, a w niém mogło się coś nieprzyzwoitego ukrywać.
Ocierał wciąż pot z czoła i uspokoić się nie mógł.
— Niczego wcale i panna Filipina... ale do téj! ani się umywała. Do rzeczy ta, osobliwego imienia, Bernarda, chociaż łupinka nieładna, i... więcéj! gdzie to kto widział!.. wszystkie przy niéj... kudy! kudy! To kobieta godna choćby senatorskiego krzesła...
Pomiarkował się że zbredził, i plunął, wedle zwyczaju w wodę.
Spojrzał, ciemniało, Kozłowicz nie było widać jeszcze, obijanik przerzynał się przez trzciny na Żyrnę. Wieczór śliczny, dawał przeciw łunie za-