Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   125   —

skorrumpowany, że nie odmówiłby jéj piechotą iść bodaj do Kobrynia, choćby i daléj! Co się to z niego w kilka godzin zrobiło! Sam nie poznawał. Całując więc rączki, submittował się, że na wszelki ordynans stawi się punktualnie.
Ponieważ nazajutrz był piątek i post, a kuchnia nie w porządku, na niedzielę na obiad proszono. Pan Fortunat wziął kapelusz (ale jaki!) i odprowadził gościa do obijanika. W drodze zwierzył mu się, iż w Pińszczyznie zakochanym nie był, szczególniéj dla tego, iż oprócz komarów i wiunów, płeć niewieścia, któréj był wielkim adoratorem, podobniejszą mu się wydawała do małp niż do kobiet.
Wsiadł p. Paweł do obijanika, tak poruszony, tak do gruntu jakoś przeistoczony, iż się zląkł sam siebie. Chwilę siedział pod poklatem osłupiony, myśli mu wirowały po głowie, jak gdyby w nią wiatrak wstawił i skrzydła jego puścił na cztery wiatry... Potrzebował wydychać tę sprawę i kazał z Worobieja, pod pozorem zobaczenia sianożęci, choć mocno zmierzchało, zawrócić dalszą drogą przez Rosochę i Żyrnę... Obawiał się w tym stanie emocyi niezwyczajnéj pokazać Kasprowi, który tak dobrze w jego fiziognomii czytał, jak on w Kasprowéj. A tu były nieżarty!
Naprzód czuł się odmłodzony, co mu się dawno nie trafiło, zupełnie tak jak na weselu rejenta, po winie, choć tu wina kropli nie pił. Powtóre wdowa mu nadzwyczajnym, niesłychanym sposobem przy-