Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Improwizacje dla Moich Przyjaciół.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się obejrzałem: wokoło nas na stolikach, krzesłach powywracanych, na ziemi, po kątach, leżały partytury, nóty, skrzypce, flety i tysiące ułamków najrozmaitszych instrumentów; koło okna stał mały fortepianik. Mały spójrzał na mnie, na izbę, westchnął scisnął mię za rękę, i zobaczyłem dwie łzy błyszczące w jego oczach. Potém posadził mię na krześle, i tak mówić zaczął:
— Jeślim się nie omylił, jesteś muzykiem. Znalazłem przecię trzecią duszę tak czułą, jak nas dwoje, jak ja i Rosa moja. Czy nie będziesz mnie miał za szaleńca, jeśli przed tobą mówić zacznę z takim ogniem, jaki od dzieciństwa płonie w duszy mojéj? —
Ja nic mówić nie mogłem, kiwnąłem tylko głową, on mówił daléj: