Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w ręce małżonki, wrócił do swych rozmyślań nad rolą polityczną, jaką niegdyś odgrywał, godzinami stojąc... w przedpokoju Bibikowa...
Tak się skończył ten epizod w domu Burskich... chociaż prezesowa, pozostawszy sama, wziąwszy na uwagę wszystko, o czem się dowiedziała, jakkolwiek przed mężem broniła Darnochy, w duszy uczuła się dosyć niespokojną... Natychmiast pobiegła z tem do pokoju córki...
Hersylia siedziała w fotelu, czekając godziny ubierania, z książką w ręku, której nie czytała, myśl jej musiała być w Tiuillerie lub balu w Hotel de Ville u p. Haussmana... przelękła się nieco, widząc żwawo i niespokojnie wchodzącą matkę...
Prezesowa szybko, gorąco opowiedziała jej zdarzenie całe, a po rumieńcu, po błysku oczów, niecierpliwem rzuceniu chustki na stół — poznała, iż wiadomość uczyniła na córce daleko silniejsze, niż się spodziewała, wrażenie.
Wysłuchawszy matki, panna ruszyła ramionami i starała się próżno okazać obojętną.
— Mój Boże — zawołała — ale cóż mnie to wszystko obchodzi? Darnocha! Niech sobie będzie czem chce... co mi tam do tego... Mama sobie postąpi, jak uważa... Co mi tam!
Lecz domawiając tych słów, Hersylia rzuciła się na fotel, twarz zakrywając rękami... Pomimo udanej obojętności w początku, matka poznała łatwo, iż boleśnie została dotkniętą, a że namiętnie do niej przywiązana była, przypadła, całując ją w głowę, usiłując uspokoić i pocieszyć.