Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nieprzyjemną, zapewne — mówiła pani łagodnie — przyznasz wszakże, iż jeśli ona mu drzwi nie zamknie dla nich, my także nie możemy mu domu wypowiedzieć, dając zwyciężyć intrydze... Przyznalibyśmy się do omyłki i winy...
— Bardzo słusznie mówisz... — dorzucił prezes, już zupełnie prawie rozbrojony — jednakże przynajmniej potrzeba się mieć na ostrożności i przestrzedz o tem Hersylkę...
Prezesowa czując, że odzyskała władzę, ożywiła się i zawołała już z wielką determinacyą:
— Hersylkę! przestrzedz ją! Kochany prezesie... ją! Ależ ty znasz i wiesz, co jest nasza Hersylka? czy ona potrzebuje rady i przestrogi? Ona, która widzi zawsze bystrzej, trafniej, prędzej niż my wszyscy? Żadnego, najmniejszego nigdy w życiu nie popełniła błędu... w znalezieniu się z ludźmi, w stosunkach... instynkt ma cudowny... ja przed nią z uwielbieniem staję...
Burski czuł, że się już jego rola zaczepna skończyła zupełnie, — ostygł.
— To uznaję — rzekł — uznaję, jednakże ty tam jej powiedz, co znajdziesz właściwem...
— Naturalnie, sekretu dla niej nie mam — dokończyła żona — ale ręczę ci, że ona wprzód od nas wszystko przeczuła lub się domyśliła... Z Darnochą jest dotąd na bardzo ceremonialnej stopie, nigdy jej w rękę nie pocałował...
Długo tak jeszcze rozmawiali z sobą, ale prezes zwolna głos zniżał, abdykował, uspokoił się całkowicie i troskliwość o sławę domu zdawszy