Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Amerykanin, który, jak pan wie zapewne, panie hrabio, wygrał zawczoraj 50,000 franków...
— Przegrał? to naturalna...
— I te pięćdziesiąt, i drugie tyle swoich...
— Strzeliłże sobie w łeb, czy nie?
— Dotąd jeszcze żyje...
— Książe Sazonow?
— Wygrywa! to szalone szczęście! Znam Jakimfa Agatonowicza jeszcze z Petersburga... jemu się tak zawsze powodziło... Niewiadomo, co ten człowiek ma za talizman szczęścia. We wszystkiem mu szło... Cztery razy był pod sądem, wyszedł czysty i jeszcze drugich pogubił, ożenił się z wdową po bogatym kupcu, która mu zapisała dwa miliony i umarła w pół roku... z Adlerbergami przyjaciel! Przez niego się robią wszystkie sprawy...
Byłby paplał o tym Salomonie nieszczęsnym, gdyby mu nie przerwał Starża.
— Widziałem pana w towarzystwie hrabiny... wesoło się bawicie...
— Szkoda, że państwo nie znacie Maryi Sergijewny.. to kobieta, którąby pani oceniła! To rozum ministeryalny! to dowcip... to nauka, panie... to druga księżna Lieven, dyplomatka... a piękna! ach!
— Kochasz się pan w niej, panie radco? — spytała Ewelina.
— Pani, ja, ja się kocham we wszystkich na świecie pięknościach, nigdy się zdecydować nie mogłem na wyłączną miłość dla jednej. Taka już