Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wie, gdy Agafia odskoczyła, nóż trzymając ciągle w ręku.
— Myślisz że nie wiem gdzieś był wczoraj? u Szejtana.... u druha? myślisz, że nie zgaduje po co?
Dorszak cały drżał, ale walczył z sobą, nie chciał ani bójki w zamku przy obcych, ani do ostatka rozdraźniać żony. Jak człowiek, który nie ma na czem wywrzeć swej złości, cybuch potrzaskał w kawałki i rzucił je w kąt, a sam upadł na poduszki, rwąc włosy na głowie. Usta jego rzucały stłumionemi przekleństwami, głowę opuścił, myślał długo i znać coś postanowił, bo nagle uspokoił się i podparł na łokciu, już jakby nie zważając na Agafię.
Ta popatrzała nań i wyszła.
Wkrótce potem zbiegł ze wschodów Dorszak. W dolnej sieni parę razy się przeszedł i Horpynę przechodzącą posłał po Tatianę.
Na wpół ze swych szat uroczystych rozebrana, zeszła na dół.
— Ta wilczyca mnie zabija — rzekł stłumionym głosem Dorszak — ta kobieta mnie zgubi, trzeba się ratować.
Kobieta, której rysy wyrażały głupawą obojętność zwierzęcą, jak wierny pies, spojrzała mu tylko w oczy i kiwnęła głową.
Dorszak odprowadził ją do kąta i gwałtownie, szybko szeptać zaczął. Zrazu kobieta kołysała głową, niepewną będąc co ma czynić, nareszcie, gdy począł nastawać, zdawali się godzić z sobą. Spuściła oczy ku ziemi i poszła powoli. Raz i drugi odwołał ją, dodając ciche jakieś przestrogi.
Dorszak mimo deszczu wybiegł z domu na miasteczko.