Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty milcz! — zawrzasł pięść podnosząc Podstarości. — Mów Tatiano.
— Albo to ja potrafię — jęknęła kobieta, ciągle głową kołysząc i trzymając się ręką pod brodę — tyle wiem, że klejnotów i złota stoły pełne i skrzynki. Jejmość, panna jej, ksiądz i ten młody grzebali się w tem. Jakiem weszła, to gdyby złodzieje na uczynku schwytani się zmięszali, to też mnie odprawili wnet, żem i dobrze widzieć nie mogła.
— A no, dosyć — zawołał Dorszak — ja już wiem swoje i będę teraz myślał co począć.
Agafia nagle przestała szyć, chustka jej i ręce na kolana opadły, piękna twarz przybrała wyraz głębokiego zamyślenia, w okno zwróciła oczy, i jak martwa, bez drgnienia pozostała czas jakiś zatopiona w zadumie.
Dorszak chodził po izbie, posłyszał szelest jej sukni, gdy nareszcie wstać chciała i stanął.
— Słuchaj ty, babo — zawołał — my między sobą mamy rachunki. Ty mnie zdradzasz. Dwa razym cię złapał na rozmowie z tym młokosem, ty ich ostrzegasz, ty ich straszysz, ty...
— Tak, tak — głosem śmiałym poczęła Agafia — i jeśli będę mogła, to ich obronię, bo ci nie dam popełnić ani jednej zbrodni więcej i twoją szyję od szubienicy ocalę, na którą zasłużyła.
Dorszak podbiegł ku niej, ona rękę włożyła za pas i dobyła nóż, który nosiła zawsze przy sobie.
— Nie dotykaj mnie! bo zabiję! — krzyknęła — zabiję i nie będę miała na sumieniu, bo lepiej byś nie żył, bo wolałabym cię widzieć i na marach, jak....
Dorszak blady z gniewu, podniósł cybuch, który znalazł pod ręką i zamierzył uderzyć ją po gło-