Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ty, a no tak, aby ludzie nie widzieli. Weźmij tępą siekierę, młot, kawał żelaza jakiego... i chodź ze mną.
Nikicie oczy zaświeciły i rzucił się ochoczo, męczyła go bezczynność. Aby nie dawać pozoru, że w lochu czego szukać mają, kazał Janasz butelki, jakie z sobą przywieźli, znosić do niego Nikicie, a w narzędzia się opatrzeć pokryjomu. Ludziom na dole stojącym dano hasło, ażeby Dorszaka, jeśliby przyszedł odprawili pod jakimbądź pozorem i nie wpuszczali do środka....
Zapaliwszy więc światło i pobrawszy kosze, zeszli zwolna do lochu. Drzwi na wszelki przypadek zamknięto za sobą...
Znalazła się zaraz na prawo szyja i piwnica, zarzucona potłuczonem szkłem i gruzem....
Podniósłszy światło, acz z trudnością dośledził na ścianie Janasz krzyżów i pomiędzy dwoma owej cegły polewanej, zyndrówki, która się zdała wyszczerbioną. Mur wszakże pod nią i nad nią był nienaruszony i pyłem starym okryty...
— W murze zamurowana skrzynka z papierami i rzeczami — szepnął Janasz, kawał muru wyjąć trzeba, nie czyniąc hałasu...
Nikita ledwie dosłyszawszy, z żwawością człowieka chciwego do roboty, porwał się i żelazem cegłę podważył. Zdało się że nawet na wapnie umocowaną nie była, bo zaraz wyszła i ukazał się otwór za nią. Janasz rękę wsunął i namacał skrzynkę.
— Jest! zawołał z radością, a więc, niema co, musiemy tyle cegieł wyjąć, ile trzeba aby skrzynię dobyć.
Nikita tylko głową poruszył i już się brał do roboty... Ale dalej szło trudniej daleko, cegły sie-