Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Aleć on tu przecież bez mej wiedzy nie wnijdzie... rzekła pani.
— Zapewne, lecz i ludzie nie dobrze żeby o tem wiedzieli oprócz Nikity, nie żebym im wiary nie dawał — mówił Janasz, ale po kieliszku wódki, mimowoli się języki rozwiązują...
— Masz słuszność — roztropny jesteś... Śmiejąc się dorzuciła Miecznikowa.
Jadzia zdaleka spojrzała nań, słysząc tą pochwałę, i, jakby na przekorę główką potrząsła.
— Cóż radzisz? spytała starsza pani.
— Najprzód trzeba spenetrować czy jeszcze co jest, bo od tylu lat jak ludzie obcy tu gospodarowali, kto wie czy już dawno miodu nie podebrano... odezwał się Janasz. — W notatce wyraźnie nie stoi nawet, gdzie tego loszku zamurowanego szukać mamy.
— Wczytaj no się lepiej... odezwała się Miecznikowa, u dołu skazówka osobna...
— A! tak! rzekł Janasz cicho decyfrując pismo stare: — Wszedłszy do lochu przed wieżą, po prawej ręce szyja prowadząca do głębszej piwnicy. Na ścianach jej trzy krzyże wydrapane... Z prawej strony, w środku między dwoma cegła polewana, cyndrówka, którą wyjąć należy...
— Nie mogę, dodał Janasz, nikogo do tej roboty użyć oprócz Nikity... Zawiniemy się tak, aby nas nikt nie widział.
Miecznikowa wskazała ręką na znak zgody; a ks. Żudra przeżegnał odchodzącego.
W sieniach we drzwiach stał znudzony Nikita, z założonemi na piersiach rękami i ziewał. — Korczak go po ramieniu poklepał i dał mu znak, aby z nim szedł...
— Słuchaj, Nikita, mamy we dwóch co do robo-