Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

syła aby języka dostał, a ja od swojego nie ustępuję i Jadzia też: trochę świata zobaczyć musiemy.
Zatem zamilkli wszyscy.
Nazajutrz mgła od rana rozwiesiła się po górach i deszcz pruszyć zaczął, a ku południowi lał na dobre i wszystkie plany wycieczki pomięszał i zawiesił.
Wszedł Korczak, ubrany po codziennemu w szarym żupaniku i długich butach, z wesołą jak zawsze twarzą... Miecznikowa nim mówić zaczęła, skinęła nań, aby za drzwi wyjrzał czy sami byli.
— Choć nic złego z czem byśmy się kryć potrzebowali nie przedsiębierzemy, rzekła z uśmiechem — jednakże lepiej ludzi nie kusić i uniknąć gadaniny niepotrzebnej. Dziś nikt z nas nie wybierze się na przejażdżkę... deszcz leje... miałabym co robić na zamku, ale radabym się do tego wziąć ostrożnie...
Janasz jeszcze o niczem nie wiedział, dała mu Miecznikowa notatkę czytać starą, poszedł z nią do okna...
Pismo było blade i zżółkłe, dzień chmurny, nie rychło więc sobie z niem dał radę, ale w miarę jak czytał, lice mu się rozjaśniało.
— Cóż waćpan na to? zapytała Miecznikowa w boki się biorąc.
— Historya ciekawa i osobliwa! wykrzyknął Janasz, ale, pani a dobrodziejko najłaskawsza, jeśli mam cokolwiek wiary i zaufania, na miłość Bożą ostrożnymi być musiemy! wszyscy się na to godzą, że Dorszak jest zły człowiek, że chciwy... Cóżby to dopiero było, gdyby się dowiedział, że mu tu jakie skarby na zamku dobywamy?.. Dziś nie bardzośmy bezpieczni, cóż gdyby łakomstwo jego podżegnięte zostało....
Samo szukanie już mu da do myślenia.