Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żonę już zastał na sofie jak zawsze. Nie chętnie z nią rozmawiał, tym razem jednak ze ścianami by się był wdał w rozmowę, tak w piersi miał pełno.
— Poszaleli ci ludzie! krzyknął! to ten Sieniuta musiał im nagadać. Ledwie mi głową Miecznikowa kiwnęła, a gadać prawie nie chce i sami tu się rozporządzają, jak we własnym domu. Ale ja tego nie ścierpię.
— Milczałbyś — odezwała się Agafia — dosyć było twojego panowania.
— Jeszcze to nie koniec! syknął Dorszak, zobaczemy, niech się sztyftują jak chcą.... kanalije....
Żona śmiać się zaczęła, co go jeszcze większym gniewem napełniło. Nie mówił nic tak aby go zrozumieć było można, mruczał i chrapał jak zwierz rozzłoszczony, niekiedy pięść wyciągając ku górze. To znowu oknem wyglądał na krzątających się ludzi, którzy nie pytając go, przestawiali, nosili, zabierali, łamali jedno, ustawiali drugie.
Parobek przyszedł mrucząc i w głowę się drapiąc.
— Oni nas tu wygonią, co tu robić! oni tu gospodarują jak w domu.
— Niech ich czarci rwą — rzekł Dorszak, niech wszystko do góry nogami wywracają co zechcą — nie długo tu będzie ich panowania.
Milczeć.... rozumiesz....
Parobek wyszedł.
Janasz tymczasem niezmiernie był czynnym, obchodził z Nikitą wszystkie kąty i zakątki. Gdy dla Miecznikowej podróżną gotowano wieczerzę, a dla dworu krupnik z półgąsków, on z Nikitą, jakby na obozowisku, stał przed nieprzyjacielem, opatrywał się i nie tracąc chwili ład zaprowadzał wojskowy.
Zameczek górny, pomimo opuszczenia, samem po-