Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łożeniem swem, dosyć był obronny, przeciwległą ścianę od wnijścia, na urwisku wzniesioną, oblewał staw, tak że przystęp ztąd był prawie niepodobieństwem: w prawo i w lewo woda nie dochodziła do góry, a szczególniej z jednej strony dosyć suchego było gruntu. Z małą garścią jednak bronić się tu było można i odeprzeć napaść wszelką.
Najsłabszą była ściana dzieląca zameczek od dolnego. Mur ten nie wysoki, porozbijany, na który wdrapać się było łatwo, zamykała brama stara, słabo trzymająca się na zawiasach, którą ledwie zatrzasnąć zdołano. Ale żelaztwo z niej poopadało, drzewo było popruchniałe, zgniłe, dziur wiele. Furty nawet niegdyś należącej tu i uzupełniającej ją — brakło. — Tę miano w nocy zbić z desek, które Nikita w pierwszem podwórzu napatrzył wcześnie. Tam na dole jak najmniej chciano zostawiać rzeczy, a ludzi ściągnąć na górę do jednego. Nikita się ofiarował straż po drugiej stronie wrót odbywać. Janasz był już na obu basztach, a Nikita mu odkrył po za jedną z nich tajemną wycieczkę. Pod murami szły zarzucone na pół gruzem lochy, które dawniej cały znać zamek otaczały i miały różne wyjścia i rozgałęzienia. Miecznikowa z Jadzią i kapelanem posilały się na górze i rozmawiały cicho, a Janasza doczekać się nie mogły. Czynił swoją powinność. Dopiero postawiwszy straże, dawszy rozkazy ludziom, zbierał się iść sobie kąta szukać na drugie piętro, gdy na wschodach zobaczył Miecznikównę....
Dziewczę ze świecą w ręku, patrzało w głąb szukając go oczyma. Nie spostrzegłszy zrazu Jadzia wołała.
— Wołać pana Korczaka.