Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wy i uczucia ich obojgu, lecz dla Jadwisi życiaby nie żałował.
Małą dzieciną osieroconą, wynędzniałą, przywieziono go z rozkazania Miecznika do Mierzejewic. Byli mu ci Korczakowie dalekiemi powinowatemi. Ojciec Janaszka niegdy zamożny, całą majętność puścił w świat przez swawolę. Nie było sejmikowicza straszniejszego nad niego, pił jak gąbka, rąbał się co dzień, twarz miał całą popisaną szablami, z czego chluby szukał. Byle słowo, pluł w garść i brał się do karabeli. Wiosek dwie poszło na biesiady z dobrymi przyjaciołmi, z których ani jednego nie stało, gdy go objedli i opili. Matka ze zgryzoty zmarła; nareszcie starego Korczaka, lepszy od niego rębacz, dojechał po karku tak, że nie wymówiwszy „Jezus“, padł krwią oblany. Zostało dziecię sierota, którym się tak krewni opiekowali, że mu gęsi pasać dawano. Zmizerował się biedak i o mało nie zmarł, gdy go Miecznik przygarnął. Przywieziono na furze do Mierzejewic tylko cień dziecka w podartej koszulinie; bose to było, brudne i ledwie dyszące. Miecznikowstwo oboje litość mając nad nim, szczerze się wzięli, aby to odchuchać. Jakoż wprędce dziecka poznać nie było można. Chłopak był rzadkiej piękności, a gdy na dostatniejszy chleb popadł, rosło to jak na drożdżach i wybujało na panicza. W zarodku znać miał tę naturę szlachetną, a że wpadł między dobrych ludzi, stał się z niego chłopak, którym pochwalić się mogli Miecznikowstwo. Zrazu go w domu uczył przyjęty bakałarz, potem go dano do szkół do Lublina, gdzie chciwie naukę łykał, wreszcie przy Mieczniku się na żołnierza usposobił. Łatwo mu szło wszystko, bo umysł był bystry i Zboiński mawiał: